Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyszedłszy na ulicę, zaczęła myśleć nad wyrzeczonemi przez Borna i Jadwigę słowami. Niewolnictwo, małoletniość!... Nie znała prawa i nie wiedziała, z jakich paragrafów składa się to, co ludzie uświęcili nazwą małżeństwa. Uczyła się na pensyi algiebry i geometryi, lecz zapomniano pomiędzy przedmiotami wykładanemi pomieścić drobny i nic nie znaczący w życiu człowieka przedmiot: znajomość prawa! Umiała za to kilkadziesiąt przysłów francuskich, wyjętych z tragedyj Racin’a, Voltaire’a, z mów pogrzebowych Bossuet’a i bajek Lafontaine’a. Wiele innych, równie użytecznych wiadomości wypełniało jej dziecinne lata, lecz o tem, czem będzie, jakie stanowisko prawne zajmie w społeczeństwie, czemu podlegać będzie w takim a w takim wypadku; w jaki sposób zarządzić majątkiem osobistym, ocalić go od zguby — nie nauczono jej wcale. Jej ptasi mózg pracował więc w tej chwili ze zdwojoną gorliwością. Źle było w więzach małżeńskich, gorzej jeszcze po zerwaniu tychże. Miała więc racyę, nie słuchając rad Borna i pozostając na miejscu.
Szła z głową spuszczoną, owinięta w długi, ciemny, jedwabny płaszcz, który był jej teraz ulubionym strojem. Drapowała się weń silnie, ściągając na plecach i biodrach lekką i elastyczną tkaninę. Ten i ów obejrzał się za jej zgrabną postacią. Ona, pomimo pozornego zamyślenia, widziała doskonale owe chwilowe, przelotne konkiety. Na ustach jej wykwitł uśmiech, pierś wzbierała radością. Na placu Teatralnym, w szafce z heliominiaturami, dostrzegła swoją heliominiaturę w głęboko wyciętym staniku z pąsową różą przy gorsecie. Stała przez chwilę, patrząc i uśmiechając się do