Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Fin-de-siecleistka.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kroku, jaki pan postawiłeś w początkach naszego pożycia. Oto przyczyna wszystkiego, ta chwila, w której ujrzałam pana w objęciach tej dziewczyny!...
— Och! — zawołał Świeżawski — de grâce — nie grajmy dalej tej tragedyi. Objęcia dziewczyny!... co panią dziś ukąsiło... mówiłaś pani zwykle tak dowcipnie, dziś trącisz melodramatyczną myszką. Jeżeli jednak mówisz pani o przyczynie... możebyśmy się zastanowili nad przyczyną owej przyczyny...
Zawiesił głos i dodał po chwili ze śmiechem.
— Będę jednak wspaniałomyślnym i nie będę ranił w pani dumy i ambicyi, pewnej swych wdzięków „warszawskiej piękności“. Powiem tylko jedno, iż mieniąc się być uczciwą i bez skazy, mylisz się pani. Pozory są przeciw tobie, z pozorów sądząc, jesteś już dawno porysowaną skazami! Nie trzeba było dawać... pozorów!
Wyszedł, zamykając drzwi za sobą.
Helena usiadła znów przed tualetką, było to jej ulubione miejsce. Lecz dziś nie patrzyła w lustro, nie pudrowała nosa, nie czerniła brwi. Siedziała, z rękami zwieszonemi wzdłuż ciała.
Pozory, pozory!...
Dwukrotnie dziś te słowa odbiły się o jej uszy. Mówił o pozorach Hohe, mówił o nich Świeżawski, każdy inaczej, lecz każdy w tym samym kierunku.
— A więc na świecie pozory były wszystkiem! Opinia chwytała tę pianę, kryjącą fale i to, co się na dnie mieściło i z niej kuła kryształy spękane rysami, skazami, które niszczyły pewność uczciwości. Ona, Helena, nadawała sobie pozory deprawacyi, mówiąc: drwię z opinii! Sądziła jednak, że tym właśnie sposobem zdoła ludzi przekonać