Strona:Gabriela Zapolska - Do oddania - na własność.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łam je wszystkie!.. bić nie masz już kogo!... To znów drżała, słysząc kroki na schodach. Chciała zamykać się i powiedzieć: to nie tu!... nie tu oddają dzieci na własność... Nie robiła jednak tego. Kręciła się po izbie jak hyena, nie mówiąc słowa do dzieci, które, zdziwione postępowaniem matki, śledziły ją niepewnym wzrokiem. Mazia tylko czepiała się jej spódnic jak dawniej i szczebiotała coś niewyraźnie. Natomiast sześcioletnia Genia, kobiecem już przeczuciem zdjęta, kryła w cieniu swą bladą, anemiczną twarzyczkę, poznaczoną sińcami. Ona to bowiem najczęściej, zasłaniając młodsze rodzeństwo, odbierała razy ojcowskie, bez jęku, z zaciętym uporem przeznaczonej na ból istoty. Cala siła żywotna tego wynędzniałego ciała zdawała się przechodzić w olbrzymi snop włosów, spadający na plecy długą strugą warkoczy. Chude, wązkie ręce dziecka przesuwały się ciągle po pasmach tych jedwabi, głaszcząc je cichą, spokojną pieszczotą. Oczy szare, smutne utkwiła w matkę i siedziała tak cicho w kątku, jakby w przewidywaniu czegoś zupełnie niezwykłego. Obok niej Kazik, chłopak sześcioletni, rosły, barczysty o grubych kościach, chłopski dzieciak w ciemni rosnący, o lnianych włosach, chamskiej strzesze na oczy spadającej, wykrzywiał swą twarzyczkę dość zdrową i pyzatą, niepojętym sposobem wobec złego odżywiania rumianą i czerstwą. Czem się żywiło to dziecko, pozostawione cały dzień własnemu przemysłowi — niewiadomo, dość, że wieczorem, gdy matka rozdzielała biedną strawę, on wydymał usta, gładził się po wypukłym brzuchu i mówił z grymasem klowna:
— Dziękuję!... nie głodnym!...
Matka nie nalegała, widząc pełne policzki chłopaka. Przeciwnie, ze wstydem poniekąd usuwała swój skromny posiłek, przeczuwając, że Kazik musi żywić się doskonałe z resztek jakiegoś pańskiego stołu. Był to charakter egoistyczny, natura ojcowska, brutalna, lecz zabarwiona pewną domieszką hypokryzji. W klownowskich minach tego dziecka żył już cały świat pełzania przed możniejszymi, a w danej chwili wybuchania nienawiścią i syczenia jadem. Tyranizował on obie swe siostry, ciągnąc warkocze Gieni, przewracając co chwila Mazię. Wobec ojca tylko milkł, lękając się brutalnej siły. Nienawidził go wszakże i często śledził z podełba, zagryzając wargi. Do matki garnął się chętniej, wszelako unikał jej pieszczot. Był to charakter napozór silny, a w głębi chwiejny i niepewny. Wpływ ojca, przykład, jaki miał przed sobą, zgubnie działał na niego. Łatwo podlegał suggestji i chwytała go manja naśladownictwa. Gdy matka wyszła z domu, Kazik na Gieni i Mazi próbował brutalstw ojca. Śmiał się później do rozpuku, gdy dziewczynki przed jego szeroką, silną ręką chroniły się po kątach, nadstawiając plecy.