Strona:Gabriela Zapolska - Biały Jan.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

O tych światełkach błądzących przypomniał sobie Jan teraz, w wigilię Święta umarłych, z nich postanowił stworzyć lampkę na grób rodziców. Jesień była wyjątkowo piękna tego roku, noce miały ciepło chwilami nocy letnich. Drzewa były zielone i paprocie zaledwie nabierały brunatnych cieni u brzegów liści. Trawa jaśniała czystą barwą, bluszcz połyskiwał atłasową kaskadą po ścianach granitu.
Świecące robaczki migotały wciąż jeszcze w bukietach przydrożnych.

..........

Przez dwie noce Biały Jan wlókł się po drogach St.-Herbette, wpatrzony w ciemnię, czekając rychło ukaże mu się błękitne światełko tajemnicze i jasności pełne. Wyciągał ręce i krwawił je o przydrożne ciernie, pozostawiając na bezlitosnych igłach szczątki swego ciała i krople krwi, które koralem purpurowym na ziemię, na mech spadały. Widziano go idącego wzdłuż gościńca, aż do świtu — skradającego się po ścieżkach, zanurzającego się w gęstwinę, czepiającego się płotów, skaczącego przez strumienie. Jak duch biały i cichy, tak suwał się teraz wszędzie, rozwiewając dokoła swej pomarszczonej twarzy płachtę srebrnych włosów. Gdy różowy świt wstawał, waryat zwracał ku niemu swe wielkie, smutne oczy, w których tkwiła niema prośba. Jeszcze trochę ciemności!... promienie słońca gasiły blask maluchnych, po liściach rozsianych światełek. Lecz słońce wstawało tryumfujące i nieubłagane. Rozsuwało szarą zasłonę nocy i w tym świcie jesiennym miało chwilami przebłyski krwawej purpury.
Na ziemi linie pól, tnących ciała gór na równe szare lub zielone kwadraty, zaczynały występo-