Strona:Gabriela Zapolska - Awanturnica.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Awanturnica.
OBRAZEK.

Starzec poruszył się niespokojnie na fotelu.
— O!... o!... — wybełkotał — dwie muchy, dwie... tu i tu... wypędzić!... wypędzić!...
Ręką bladą, bezkrwistą migał w powietrzu, ukazując na dwie muchy kręcące się w słonecznej strudze, płynącej z okna na tafle podłogi.
— Muchy! muchy! — powtórzył, śledząc z zajęciem kręcące się w świetle owady, a oczy jego szklane, trupie zapalały się chwilowo jakby iskrą życia... z ciemnego kąta pokoju podniosła się teraz kobieta i prosto szła ku słonecznej strudze, wlokąc za sobą tren czarnej, sukiennej szaty.
— Muchy! Flora! Muchy!... — bełkotał starzec.
— Uspokój się pan!... wypędzę je natychmiast!...
Wyjęła z kieszeni chustkę i machnąwszy kilka razy, spędziła owady w kierunku okna. Uchyliła storę, muchy z brzękiem wypadły do ogrodu, stora zapadła i razem z nią mignęła złota struga światła. Ciemny półcień zapanował w pokoju.
Starzec zakaszlał kilka razy i ostrożnie wysunął przed siebie nogi poobwijane płatami flaneli.
— Flora!... nogi!...
Kobieta podeszła szybko i na ziemi przyklęknąwszy powoli, uważnie nogi starca na stołeczku miękko wysłanym układać poczęła.
Pochylona tak, cała czarna i spowita w fałdy prostej wdowiej sukni, miała w sobie majestat kobiety pochylonej nad zapadłą w ziemię mogiłą; czarna koronka spadała z jej głowy na plecy cokolwiek wypukłe, jakby już ułożone do dźwigania ciężaru i chylenia się ku ziemi.
Płaski, bronzowy zegar stojący na mahoniowej serwantce, wybił dwunastą.