Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świadczone ucho moje wyróżniło głos jeden, dźwięczniejszy od innych, bardziéj melodyjny, pieszczotliwy, a jak woń kwiatu upajający...
I dla tego głosu jeździłam teraz na bale i kładłam róże we włosy. Powoli tłum zaczął niknąć przede mną — pozostał on jeden!
Dziś gdy o nim myślę, uśmiecham się mimowolnie, dawniéj jednak było inaczéj.
Nie kochałam go wcale, ale chętnie poddawałam się nieznanemu mi dotąd urokowi namiętności, który zaczynał roztaczać nade mną swe panowanie.
Wielką rolę grała w méj wyobraźni także ciekawość.
Wszystko pchało mnie do upadku: przykład, który miałam dokoła, odurzająca atmosfera balowa, szepty namiętne, brak opieki, nareszcie piękność moja i wszystko, wszystko!...
O! siostro moja! Tyś zamknięta za kratą klasztorną, spędzasz dnie całe na strojeniu obrazów w lilie białe, lub ze złożonemi rękami klęczysz ciemnym wieczorem pośród samotnego chóru, a znasz tylko tęsknotę do ludzi — ale nie znasz téj siatki pajęczéj, jaką świat rozsnuwa dokoła młodéj kobiety.
Ja sama zadzierzgnęłam niebacznie pierwszą nić téj siatki razu jednego, podczas nocy zimowéj, gdy wpatrzona w świat ułudy, wyciągnęłam obnażone ręce, weszłam myślą do niego...
I świat przyjął mnie do siebie. Dał mi rozkoszną czarę, w któréj na wierzchu uśmiechy i radość, a na samém dnie... występek.
Tak, siostro moja, zawsze na dnie téj czary drzémie nieszczęście rodzin, a często krew i śmierć niewinnych