Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciemnéj, dżdżystéj, jesiennéj nocy pozostała sama, bez opieki, bez pociechy, z tą swoją bezbrzeżną rozpaczą.
Nerwowym ruchem zacisnęła swój kaftanik na piersi. Ręka jéj dotknęła się jakiegoś przedmiotu uwiązanego tasiemeczką przy szyi. Była to zeschła łodyżka owéj pięknéj, purpurowéj róży, którą dostała od Pawła! Oto wszystko, co jéj zostało!...
Deszcz padał ciągle. Nie wiedziała, która godzina; nie troszczyła się wcale o to. Dla niéj nie było teraz ani dnia, ani nocy — ani tygodni, ani roku. Wiedziała, że żyć musi, i to żyć... bez niego.
Nakoniec podniosła się zwolna i stanęła, opierając głowę o deski parkanu. Stała długą chwilę bezsilna, znękana, zbolała. Potém powolnym krokiem poszła ku domowi. Poszła sama i odtąd będzie zawsze iść tą drogą sama jedna. Złota nitka szczęścia, która przecięła na chwilę czarną przędzę jéj życia, znikła bezpowrotnie, zostawiając w ręku téj biednéj dziewczyny zeschłą łodygę purpurowéj róży, a na jéj wybladłych wargach ślad pierwszego pocałunku zmarłego murarza.