Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pochyliła się ku niemu i wilgotnemi usty szepnęła:
— Jutro o zmroku... wieczorem, w zielonym pokoju...
Zielony pokój — była-to niewielka izdebka na facyatce, którą wytapetowano, przystrojono i przygotowano dla pana Lawdańskiego.
Pan Lawdański nie przybył jeszcze ze wsi — niechętnie rozstawał się z tuzinem mołodyc, których był kolejno szczęściem i osłodą — pokój więc był próżny. Małaszka wiedziała o tém aż nadto dobrze.
Naznaczyła tam schadzkę, bo za dom oddalać się na długo nie mogła.
Hrabia uśmiechnął się i powstał. Skinieniem głowy obiecał przyjście — usunął się na bok i czekał powrotu hrabiny, która téż niebawem weszła, niosąc kryształowy flakon napełniony do połowy octem.
Potrzeba trzeźwienia dziecka okazała się zbyteczną.
Maryanek spał w swéj kołysce, ukrywszy nosek w mięciuchne poduszki.
Hrabina odeszła uspokojona, w ślad za nią pośpieszył hrabia.
Małaszka została sama.
Zapomocą bicia i szczypania udało się jéj rozkrzyczéć dziecko, a tém samém ściągnąć hrabiego w nocy i okazać mu się w całéj pełni wdzięków i młodości. Instynktem odgadła, że jest stokroć piękniejsza z obnażoną szyją, jak w haftowanéj koszuli.
Uśmiecha się więc teraz z zadowoleniem i ruchem leniwéj kotki zabiera się do spoczynku.
Po chwili zasypia, a we śnie jeszcze widzi hrabiego