Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niektóre noszą iluzyowe woalki. Iluzya cudownie kryje zmarszczki i nadaje wyraz melancholii zwiędłym twarzyczkom. Mówią, a raczéj szczebioczą szybko i głośno; niekiedy wołają małe, trzyletnie lub czteroletnie dzieci, upominając, aby się zachowywały grzecznie i przygładzając im grzywki.
Dzieci patrzą z udaną powagą z pod swych wielkich „Rembrandtów,” a oddaliwszy się od matek, nieomieszkują wpadać jak bomby na emerytów, lub rozbijać piłką okulary na nosie staruszek.
Staruszki łają i gniewają się bardzo, odsyłając małych swawolników na tak zwany „trawnik dziecinny.” Ależ to niepodobieństwo! — tam mamki żydowskie porozsiadały się ze swemi wózkami i całe potomstwo bankierów płacze lub gaworzy na tym „trawniku dziecinnym.”
Dlatego lepiéj urodzone dzieci skaczą po alejach, przewracają się i wrzeszczą w niebogłosy.
Matki i bony uspakajają i łagodzą te gwałtowne oznaki rozdrażnienia nerwów.
Pod ożywczemi promieniami słońca ogród cały okrył się jasną zielonością, delikatną i lekką jak koronka. Koło krat łodygi powojów i chmielu powypuszczały cienkie latorośle, a jaśmin wydaje cudowny zapach.
Pod temi ciemnemi gałęziami drzew spokojnie było, mimo gwaru, i błogo. Ten nadmiar życia nie drażnił tutaj. Ponad drzewami niebo czyste, bez chmurki, jasne jak kryształ; w powietrzu woń jaśminu i Jockey-clubu, którą te panie wnosiły tu, jak do salonu.
Wszędzie, gdzie spojrzysz, jasne suknie, barwne pióra, pęki zieleni, świecące oczy lub długie koronkowe su-