Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



Usiadła sobie na płocie.
Wiatr igrał z jéj spódniczką, odsłaniając nagie, brudne kolana.
Bosemi piętami uderzała takt piosenki, a ręce złożyła bezwiednie, jak do modlitwy.
Ładna była mimo brudu, kurzu i włosów dawno nieczesanych.
Oczy jéj szare, ocienione długiemi rzęsami, patrzyły na świat badawczo, niespokojnie jakoś.
W oczach tego chłopskiego dziewczęcia migały chwilami jakieś zielonawe ogniki.
Tryskała z nich ciekawość i żądza nieznanego.
Usta uśmiechały się nawpół bezmyślnie, nawpół zmysłowo; spadek ramion i zarys bioder, jakkolwiek znaczony ostremi konturami, obiecywał w przyszłości klasyczne prawie kształty.
Nogi ma tylko niekształtne, duże, czerwone; pięty poranione o przydrożne osty i ciernie — za to już nad kostką zarysowuje się silna, choć smukła linia, która