Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lewską koronę? czy tę równiankę fijołków, ciemną, niemal cmentarna? może wreszcie te przepyszne azalie przemówiły do téj młodéj a przedwcześnie zwiędłéj istoty? Może ten profil kupczyka z włosami cudownie rozdzielonemi z przodu? Ach! nie — jest tam w sklepie ktoś, uśmiechnięty jak Apollo, ale Apollo ubrany w bobrowe futerko i białą jedwabną chusteczkę na szyi. Jakiż piękny! Ma błękitne oczy i ciemne włosy, które poprawia białą wypieszczoną ręką. Ciemny wąs zdobi koralowe usta. Bardzo, ale to bardzo piękny mężczyzna. Stoi przed kontuarem i trzyma w ręku bukiet kamelij. Cudowny bukiet! Na białém tle rzucona wiązanka purpurowych kwiatów czerwieni się, jak na białéj twarzy mołodycy czerwienią się ust korale. Piękny pan uśmiecha się, widocznie zadowolony — kupczyk kłania się nizko. Teraz pan bierze w rękę bukiet i z tajemniczym uśmieszkiem wsuwa między białe kwiaty maluchną karteczkę. Karteczka gładka, różowa jak płatek róży — poczém mówi jeszcze do nachylonego subiekta. Zapewne daje adres, podług którego bukiet ma być odniesiony. Subiekt zapisuje i zapewnia o natychmiastowém spełnieniu danego zlecenia. Uśmiechnięty pan wychodzi ze sklepu, nucąc walca z „Wesołéj wojny.” Nagle piosnka i uśmiech zamiera mu na ustach. Jakaś drobna zsiniała rączka dotknęła jego eleganckiego futra, jakiś drżący smutny głosik wymawia jego imię. W blasku gazowych latarni dostrzega dwoje ciemnych, smutnych źrenic, wpatrzonych w twarz jego ze łzawym wyrzutem. To biedna szwaczka szepce zbladłemi usty:
— To ty, Adamie? to ty!
Piękny Adam snać nierad z tego spotkania. Patrzy na dziewczynę nieprzychylnie, nawet z ukrytą zło-