Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziewczyna, a usta jéj drżą powstrzymaném wzruszeniem, a w oczach dwie łezki się kręcą.
Gustaw spojrzał na mówiącą i dostrzegł łzy. Nerwowym ruchem poprawił węzeł paryzkiego krawatu.
— Bądź rozsądną, Adelko! — wyrzekł, ujmując rękę dziewczęcia. — Bądź rozsądną! — powtórzył — wszak odjeżdżam na godzin kilka...
— Na dzień cały! — poprawiła Adelka.
— A więc na dzień cały! — powtórzył z ironicznym uśmiechem — a ty żegnasz się ze mną tak rozpaczliwie, jakbyś mnie nigdy już ujrzéć nie miała, a nawet widzę łzy w twych pięknych oczach! Wszak wiesz, że ja łez nie lubię, a więc staraj się być rozsądną i nie denerwuj się bez potrzeby.
— Ależ — tłumaczyła się zarumieniona Adelka — ja cię kocham bardzo i nie chciałabym rozłączać się z tobą ani na chwilę.
C’est impossible! ma chérie! — odpowiedział młody człowiek, otwierając szeroką wjazdową bramę, poza któréj gustowném okratowaniem widać było stajennego chłopca w szaréj kurtce, trzymającego za uzdę osiodłanego pięknego konia.
Adelka stanęła, a uzbroiwszy się w cały zasób odwagi, podała narzeczonemu rączkę na pożegnanie.
Pan Gustaw z salonową galanteryą złożył na bladych paluszkach pośpieszny pocałunek, i skinąwszy na służącego, gotował się do wskoczenia na siodło.
— Czy będziesz o mnie myślał przez dzień cały, Gustawie? — pytało dziewczę, patrząc z niewysłowioną miłością na Antinousowskie rysy narzeczonego.
— Będę! z pewnością będę! — zapewniał, a oczy je-