Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejsca drugi urzędnik z namiestnictwa, Wojsa, młody Ormianin, parweniusz, trzymany zdaleka przez „tych panów” i nie należący do kasyna.
Wojsa, nizki krępy brunet, z twarzą wesołéj papugi, wsiadł, kiwając niedbale głową Wielohradzmu. I on widocznie nie rad był z sąsiedztwa Kafthana i Wielohradzkiego, gdyż wszyscy na tem targowisku próżności pogardzali jedni drugimi, pnąc się rozpaczliwie na szczeble, które w ich przekonaniu otyłe „wyżéj” w ustrój u społecznym postawione były.
Lecz już Kafthan wyjął afisz i rozkładać go zaczął, mrucząc:
— Estudiantina... o!... Pampillos, Madrillos, Ciquitos... granie... śpiewanie... o!...
Grubym palcem po afiszu wodził, wreszcie dodał:
— „Dom otwarty”...
Wielohradzki nieznacznie teraz po lożach spoglądał, obiecując sobie nie ukłonić się nawet Muszce, skoro widocznie sobie tego nie życzyła. Miał zamiar tylko oczyma, wzrokiem dać jéj poznać wiele... co? sam nie wiedział, tak dziwne uczucie było w jego sercu dla niéj olśniewającéj dziewczyny. W każdym razie przygotował oczy melancholijne, głębokie, o ile jego wypukłe źrenice mogły mu na to pozwolić. Czuł jednak, że nie wygląda tak, jak tego pragnął. Kafthan psuł mu całą harmonię; zasłaniał go swem olbrzymiem ramieniém. Przytem ta płachta rozwiészonego afisza, bielącego się na tle różowawéj ballustra-