Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gnięte i wybornie kształt łydki uwidoczniające. Obuty w płócienne trzewiki o kauczukowych podeszwach, które kazał sobie wczesnym rankiem do hotelu przynieść, odsłaniał stopę małą, kształtną, stopę kobiety o charakterze wiecznie chwiejnym i niezdecydowanym. Szeroki pas granatowy jedwabny ściskał jego biodra. Głęboko wycięta biała koszula wełniana, związana krawatem z tego samego, co i pas, jedwabiu, dopełniała kostiumu. Na głowie Tadeusz miał beret granatowy, włożony z pewnym szykiem, tak, jak noszą berety młode kobiety, nie uciskając całéj czaszki i nie zakrywając czoła. W tém całem ubraniu, a raczéj półchłopięcym kostiumie uroda jego, delikatna i dziewczęca, uwidoczniała się i nabierała wdzięku. Woniał dyskretnie werweną, i ten zapach, cokolwiek mdły i niewyraźny, był wybornym akompaniamentem do jego całéj istoty.
Drzwi kajuty otworzyły się zcicha i wybiegła z nich Muszka, odziana dziwacznie, w szerokich plisowanych spodniach z granatowéj serży, które opadały dokoła niéj nakształt spódniczki. Wązkie stopy obute miała w espadrille białe płócienne, tors zaś okryty granatową, fularową koszulą, szeroko otwartą u szyi, z dużym, wełnianym białym marynarskim kołnierzem. Na głowie beret biały, a na plecach zarzucony żakiecik ciemny o świecących guzikach. Wyglądała jak paź smukły i zuchwały, no-