Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moją zgubę?.. Pan?..
— Tak... oto ona..
Podawał jéj kartkę złożoną nie tak, jak była w bukiecie, lecz tak, jak zwykle leżała w karnecie.
— A!!. — wyrzekła Muszka — mówi pan, że to moja zguba?.. niechże i tak będzie... nie przypominam sobie jednak, czy zgubiłam podobny przedmiot.
Wyciągnęła jednak rękę, wzięła kartkę i zaczęła ją drzeć w drobniuchne kawałki.
— Tańczyć więc będziemy jedynie walca, kadryla i kotyliona? — zapytała, rozrzucając strzępki papieru dokoła polany.
Wielohradzki doznał niémałego zawodu, widząc, u Muszka nie dostrzegła jego nadzwyczajnéj dyskrecji w wytarciu śladów jéj pisma.
— Tak!.. — odparł — teren jest wysypany igłami, ale sądzę, iż jedynie walce i chodzone tańce można ryzykować. Miałem ochotę zorganizować pavane, gdyż cztery pary, które tańczyły go przeszłego roku w namiestnictwie, są dziś w komplecie, ale lękam się bez próby...
— Tak!.. tak!.. — odrzuciła Muszka — lepiéj nie ryzykować... Uciekam!. Je me sauve!..
— Pani pozwoli... będę towarzyszył... już ciemno!..
— Och!.. znam doskonale Paprotkę, nie boję się, a wreszcie...
Pobiegła w stronę lasu.