Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze nie wyszła, czuje, iż ona jest tam, ukryta, czeka na dany znak, i że on, Wielohradzki, potrzebuje tylko uczynić jeden gest, aby przywołać do siebie tę dumną i piękną dziewczynę.
Wszyscy tancerze mają już swe tancerki. Biel welonów i burnusów zaściela całą przestrzeń salonu.
Wielohradzki zbliża się do domku i trzykrotnie, słabo, dyskretnie uderza we drzwi. Otwiera je sam natychmiast i odsuwa się cokolwiek.
Na progu ukazuje się Muszka.
Wbrew przepisom, hrabianka ma welon odsłonięty i prześliczna jéj twarz ukazuje się nagle w obłoku białéj gazy i w srebrnéj koronie z gwiazd, jak nieziemskie zjawisko.
Ręce, splecione na piersi, przytrzymują fałdy welonu, który ją otacza przezroczystą smugą białą, jak mgła poranna.
Wiedziona instynktem kobiecym, przed włożeniém welonu przygładziła falujące włosy i podciągnęła skromnie opadające ramiączka sukni. W tych ciemnych pasmach włosów, w których nawet złoto iskier wygasło, twarz jéj nabiera dziwnego uroku dziewczęcego, niewinnego wdzięku.
Stoi chwilę nieruchoma, czując, że wszystkie spojrzenia biegną ku niéj i dziwią się téj niesłychanéj przemianie, lecz już Wielohradzki zbliża się ku niéj i rękę swą wyciąga.
Muszka podaje mu swą rękę, nie patrząc na niego,