Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BOGUCKI.

O! tak nie lubię... wesoło... no... roześmiać się...

STEFKA (śmiejąc się blado).

Sztimt!...

(Bogucki ją całuje, ona się biernie poddaje. — Bogucki patrzy na zegarek).
BOGUCKI.

Ho! ho!... trzecia... idę do kancelaryi — wieczorem przyjdę... sam coś przyniosę na kolacyę — tak coś...

STEFKA (z ironią).

Przyjacielską przekąskę..

BOGUCKI (ubiera się).

To... to... no!... pa!... a jakie to zgrabne... jakie to zgrabne...

(całuje ją)

do wieczora! Zawołaj Michałową!

STEFKA.

Po co?

BOGUCKI.

Czy tam niema kogo na schodach?

STEFKA (kiwa głową).

Ha no!...

(idzie sama, patrzy)

jest!... pies właścicielki.