Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedzie dorożką strasznie blady — odwrócił się odemnie — co jest?

STEFKA (z entuzyazmem).

To jest że jestem wolna... wolna... że nikt niema do mnie prawa... że mogę sobą rozporządzać...

BOGUCKI (zdziwiony).

Zerwane?

STEFKA (z energią).

Na fest! Daum pogrążon! z Dauma nici!...

BOGUCKI.

Ale dlaczego?

MICHASIOWA (szybko).

To przez wielmożnego pana — bo tamten wielmożny pan był zazdrosny o wielmożnego pana...

BOGUCKI (nieufnie).

Oho! ho! żeby aż tak...

STEFKA (szybko).

Mniejsza czy o to czy o to — dość, że jestem wolna... I ja powiem panu od razu, że jestem bardzo szczęśliwa, że niepotrzebuję go zdradzać z panem

(z wdziękiem dziecka)

bo ja byłabym go zdradziła, a to przecież brzydko... zawsze... więc przecież lepiej otwarcie i szczerze...