Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BOGUCKI.

No — ja to rozumiem. Ale tak po ciemku wieczorem — za miasto w zamkniętym powozie.

STEFKA (zła).

E!... jak na pogrzeb.

DAUM.

Nawet to byłoby za rezykowne.

STEFKA.

Widzi pan jakie ja mam wesołe życie.

DAUM.

To trudno. Inaczej być nie może.

STEFKA (do Boguckiego).

Niech mi pan naleje koniaku.

DAUM.

Co to — to nie.

BOGUCKI.

Ale dlaczego?

(nalewa)

za zdrowie przegranej dyskrecyi!

STEFKA (rozparta na stole).

Dobrze.

(piją).
STEFKA.

Bardzo mi się pan podobał.

BUGUCKI.

Mnie się pani także bardzo podobała.