Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA.

Pan dobrodziej żądał ażebym się godnie zachowywała. A to przecież nudne. Co? I pana to znudzi bo Pan to wesoły pasażer...

BOGUCKI.

Ależ naturalnie!

(Siadają na dawnem miejscu oboje. — Daum dogląda nakrywania stołu przez Michasiową.
BOGUCKI.

Niech mi pani powie — dlaczego Milowiczówna miała mnie wyżej uszów? Czy co mówiła?

STEFKA.

No bo Pan był zazdrosny i wyprawiał sceny.

BOGUCKI.

To nieprawda. Ona się tylko tak chwaliła. Ja nie mam takiej brzydkiej wady.

STEFKA.

To dobrze.

(ogląda się na Dauma).

Szkaradna wada zazdrość.

DAUM (włażąc między nich).

Czy ci kawior przyprawić z cytrynką?

BOGUCKI

Dobrze!

(do Stefki).

Ja zresztą wszystko wiedziałem.