Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DAUMOWA (śmiejąc się.)

To nie mój syn. No... i widzi Pani, gdyby Pani była umiała się poprowadzić w życiu miałaby Pani tak jak ja dobrego męża, dzieci...

STEFKA.

E! mój mąż by mi takiego palta nie dał.

DAUMOWA (rozpiera się w palcie).

No kto wie. A zresztą czyż to palto stanowi szczęście.

STEFKA.

Ale Pani się takiego palta chciało?

DAUMOWA.

Bardzo... ale...

STEFKA.

Ale co? Ja taka sama kobieta jak Pani, może nie? czy z innej gliny?

DAUMOWA.

Ale nie kosztem swej godności.

STEFKA.

Proszę pani — przecież pani to futro dał także mężczyzna.

DAUMOWA (zaskoczona, po chwili).

Mąż.

STEFKA.

No bo pani miała posag, to Pani miała za co kupić sobie męża, a ja biedusia nie miałam posagu to mnie kupili.