Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ŻELAZNA.

No...

STEFKA.

Co?

ŻELAZNA.

Nic... nic...

STEFKA (zrywa się).

Już odsapnęłam

(biegnie do Edka, zasłania mu oczy)

Siawus!

EDEK.

Ta daj mi pokój!

STEFKA.

Ta joj! nie ugryzę cię dyable nietykalny!

(patrzy na chleb)

Cóż się ten twój chleb tak skurczył.

(kraje sobie kawałek i je)

Może chcesz cukierków?

(Edek nie przerywając sobie nauki wyciąga rękę w tył, Stefka mu wkłada parę cukierków)
STEFKA (śmiejąc się).

Na masz! spożywaj! to są owoce mojej hańby!

(zaśmiewa się)

A wiecie co, że mnie pedały dziś bolą.

ŻELAZNA.

Bo się panna Stefka zapracowuje.