Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
FILO.

Ale... jak nie teraz, to później; zawsze cię to napadnie.

EDEK.

Nie będę miał czasu.

FILO.

Na to czasu nie trzeba.

EDEK.

Właśnie.

FILO (siada na stole).

Naturalnie. Jesteś młody, to nie potrzebujesz się długo wysługiwać. Raz, dwa, kobieta wpada ci w objęcia.

EDEK.

Wielkie szczęście.

FILO.

No, nie jest to główny czynnik życia — ale konieczny.

(siada na stole i zapala papierosa.)

Chcesz?

EDEK.

Dobrze.

(bierze; palą chwilę w milczeniu.)
FILO (patrzy na kąt Stefki i Edka).

Wiesz, ja przecie nie mogę uwierzyć, żebyś tak był blizko niej i tak... nic... tego.

EDEK (z wybuchem).

Tobie tylko świństwa w głowie.