Strona:Głodne kamienie.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybrany na tę uroczystość w najlepsze suknie swego pana. Kiedy gubernatora zameldowano, Kailas, dysząc, chrząkając i drżąc, pośpieszył ku drzwiom i wprowadził jednego z mych przyjaciół w przebraniu, kłaniając się nisko za każdym krokiem i starając się o ile możności iść tyłem. Przykrywszy twardy, drewniany stołek swym starym szalem rodzinnym, poprosił gubernatora, aby na nim usiadł. Następnie wygłosił szumną przemowę w dialekcie Urdu, nadwornym języku Sahibów i podał mu na złotej tacce sznur nanizanych moharów[1], ostatnie resztki zrujnowanego mienia. Ganesz, stary sługa rodziny Babu z Najandżur, stał tuż przy nim z miną pełną szacunku, graniczącego z przerażeniem, mając za sobą kadzielnicę, a w ręce filigranową flaszeczkę z wodą różaną, którą od czasu do czasu obficie zlewał Lorda-Sahiba.
Kailas Babu kilkakrotnie wyraził swój żal, że nie może jego ekscelencji szanownego „bahadura“ przyjąć z całą należną świetnością w Najandżur, w swem gnieździe rodzinnem. Tam mógłby mu zgotować odpowiednie, uroczyste przyjęcie, ale w Kalkucie jest obcy, do pewnego stopnia niby ryba wyrzucona na piasek.

Przyjaciel mój w swym wysokim cylindrze kiwał tylko z godnością głową. Nie potrzebuję oczywiście mówić, że stosownie do zwyczajów angielskich

  1. Moneta złota, wartości 24 rupij.