ci, nigdy nie będę pisał do niej wierszy, a nawet gdybym to uczynił, nie poślę ich jej bratu, lecz tobie.
— Nie gadaj głupstw! — rzekł Nabin — Jeśli ci jej nazwiska nie wymieniłem, to nie dlatego, żebym się bał w tobie rywala! Rzecz w tem: Ona bała się tego kroku i prosiła mnie, abym nic o tem przyjaciołom nie wspominał. Teraz jednak, kiedy wszystko tak szczęśliwie się skończyło, to nie ma znaczenia. Ona mieszka tu obok, pod numerem dziewiętnastym.
Gdyby serce me było żelaznym kotłem, pękłoby z pewnością.
— Zatem ona wcale nie jest przeciwna powtórnym związkom małżeńskim? — zapytałem spokojnie.
— Teraz już nie! — odpowiedział Nabin, uśmiechając się.
— A więc to tylko wiersze wywołały tę czarodziejską zmianę?
— No, moje wiersze nie są przecie wcale takie złe, nieprawdaż?
Kląłem w głębi duszy.
Kogo kląłem? Jego? Siebie? Los?
Ale kląłem — co wlazło.
Strona:Głodne kamienie.djvu/146
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.