Strona:Głodne kamienie.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baricz jest miejscowością zachwycającą. Susta, wesoło gawędząc, skacze w dolinę przez kamienie i żwir i drobi potem, niby zręczna tancerka, pod drzewami lasu, leżącego u stóp samotnych gór. Liczące sto pięćdziesiąt stopni schody prowadzą z rzeki w górę, zaś nad schodami, na brzegu rzeki u stóp gór, stoi opuszczony pałac marmurowy. Dokoła niema nigdzie ani jednej chaty, bo wieś Baricz ze swym targiem bawełnianym leży w znacznej odległości od pałacu.
Przed jakiemiś dwustu pięćdziesięciu laty cesarz Mahmud Szach II. zbudował sobie ten samotny pałac na letnie mieszkanie. Za jego czasów biły z fontan strumienie wody różanej a na chłodnych płytach marmurowych komnat, w których powietrze odświeżano zapomocą sztucznych wonnych deszczów z rozpylaczów, siedziały dzieweczki perskie z włosami rozpuszczonemi przed kąpielą i, pluskając delikatnemi, bosemi nóżkami w wodzie basenów, śpiewały do dźwięku gitary ghazele swych winnic.
Fontanny nie szemrzą już, pieśni ucichły; różane stópki nie drepcą wdzięcznie po białym, jak śniegi, marmurze. Dziś pałac jest tylko odległą, samotną kwaterą takich jak ja poborców podatkowych, jęczących pod brzemieniem samotności i pozbawionych towarzystwa nadobnych kobiet. Karim Khan, mój stary woźny, kilkakrotnie przestrzegał mnie przed tą kwaterą. — „W dzień może pan tam