Strona:Głodne kamienie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Następnego dnia Radża Bipina odprawił, nie zastanawiając się ani na chwilę nad tem, gdzie biedaczysko dostanie kęs chleba.
To jednak nie było jedynem jego zmartwieniem. On się do Radży przywiązał naprawdę i szczerze. Służył mu więcej z miłości niż dla zapłaty. Zapłata, jaką otrzymywał, była dla niego niczem w porównaniu z przyjaźnią pana. To też, choć sobie łamał nad tem głowę, w żaden sposób nie mógł odgadnąć powodu tak nagłego oddalenia przez Radżę. — „Przeznaczenie! Takie, widać, było przeznaczenie!“ — powiedział sobie. A potem, westchnąwszy ciężko, wziął mężnie i w milczeniu swą starą gitarę, zapakował ją do pudła, ostatnie dwie szóstki, jakie jeszcze miał w kieszeni, dał Pute’mu na piwo i poszedł w daleki, daleki świat, gdzie nie miał ani jednej dobrej duszy.