Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zirany marmur konsol, o złoconych podstawach w kształcie gryfów, które dźwigały kosztowne zwierciadła.
— Bogaty to dom! — mówiła. — Wspaniały to był człowiek, który mnie tu uczynił panią i władczynią.
W wielkiej sali, gdzie niedawno wirowały pary, stały już w zupełnym porządku pod ścianami fotele o wysokich oparciach.
Przystąpiła do fortepianu, uderzyła zlekka w klawisze.
— Za moich czasów nie brakło też wesela i zabawy! — powiedziała.
Weszła również do pokoju gościnnego. Było tu całkiem ciemno. Szła omackiem i nagle dotknęła palcami twarzy służącej.
— Płaczesz? — spytała, poczuwszy łzy na dłoni.
Dziewczyna załkała w głos.
— O pani! — zawołała. — Droga pani moja! Oni zniszczą wszystko! Czemuż odeszłaś i zostawiłaś, o pani, cały dom w ich rękach?
Majorowa odsunęła kotarę okienną i wskazała podwórze.
— Czyż cię uczyłam płakać i lamentować? — spytała. — Patrz, podwórze roi się od ludzi. Jutro nie będzie w Ekeby jednego nawet rezydenta.
— A pani wróci? — spytała dziewczyna.
— Czas mój nie nadszedł jeszcze! — powiedziała majorowa. — Gościniec jest mym domem, rów przydrożny łożem. Ty jednak winnaś za mnie czuwać nad Ekeby, dziewczyno, dopóki nie powrócę.
Poszły dalej. Zadna nie wiedziała i nie pomyślała, że Marjanna śpi w tym właśnie pokoju.
Nie spała też. Była całkiem przytomna, słyszała i zrozumiała wszystko. Leżąc w łóżku, śpiewała hymny ku czci miłości.
— O ty cudowna — myślała — o ty wspaniała, która raczyłaś podnieść mnie ku sobie. Niedolę straszną przemieniłaś mi w raj. Na żelaznej klamce rodzinnego domu poraniłam sobie ręce, na progu jego leżą łzy moje, ścięte w perły lodowe. Gniew wstrząsa mną chłodny, gdy wspomnę ciosy spadające na matkę moją. Chciałam przespać ten gniew w śnieżnym wale, ale ty przyszłaś ku mnie! O miłości, dziecię ognia, przyszłaś do mnie