Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zobaczył długą, szarą, ruchomą linję pod lasem. Zwierząt było co najmniej dwanaście.
Anna nie przelękła się. Dzień tak obfity w przygody obiecywał podobną noc. Toż to życie! Tak pędzić po lśniącej przestrzeni, drwiąc zuchwale z dzikich zwierząt i ludzi!
Gösta zaklął, pochylił się i uderzył silnie Don Juana po grzbiecie.
— Boisz się? — spytał. — Biegną naprzełaj i dogonią nas na zakręcie gościńca.
Don Juan dał susa i pognał w zawody z drapieżcami, a Tankred zaskomlał z gniewu i strachu. Dotarli do zakrętu jednocześnie z wilkami, a Gösta odpędził pierwszego biczem.
— Ach, Don Juanie drogi — rzekł Gösta — jakże łatwo umknąłbyś dwunastu wilkom, gdybyś nie musiał wlec nas, ludzi!
Przywiązali do oparcia sanek zielony szal, co przeraziło wilki, tak że na chwilę zostały w tyle. Przezwyciężyły jednak rychło strach, a jeden skoczył ku sankom, wywalając ozór i rozdziawiając paszczę. Wówczas wziął Gösta tom „Korynny“ pani Stael i cisnął go wilkowi.
Znowu nastała pauza, podczas której zwierzęta szarpały łup. Niebawem jednak, potargawszy szal i książkę, wilki nacisnęły tak, że czuli ich gorący odech na plecach. Wiedzieli, że przed Wergą nie napotkają ludzkich osiedli, ale Göście wydało się gorszem od śmierci spojrzyć w oczy ludziom, których oszukał. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jeśli koń ustanie, zginą niechybnie.
Nagle zamajaczył pod lasem dwór wergijski, rozjarzony światłem. Gösta wiedział co to znaczy.
W tej chwili wilki znikły, przerażone bliskością wsi, a Gösta minął Wergę. Ale zaledwo dotarł do miejsca, gdzie droga ponownie zapadała w las, ujrzał przed sobą ciemną gromadę czekających wilków.
— Zawróćmy na plebanję, — rzekł — powiemy, żeśmy odbyli małą przejażdżkę przy świetle gwiazd. Uwierzą na pewne.
Zawrócili, ale natychmiast wilki otoczyły sanki. Szare postacie przemykały, łyskając białemi zębami i świecąc oczyma. Wyły z głodu i żądzy krwi, gotowe wbić zęby