Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przedziwna to byłą kobieta, o wielkiej sile żądzy czynu. Trudno, zaprawdę, napotkać podobną do niej.
Następnego dnia wyjechał major z Ekeby do Sjö, położonego w pobliżu wielkiej huty. Testament, mocą którego otrzymał siedem hut żelaza, opiewał wyraźnie, że nie wolno niczego sprzedawać, ani darowywać, ale wszystko ma po śmierci majora przejść na jego żonę, lub potomstwo. Nie mogąc tedy roztrwonić przeklętego dziedzictwa, ustanowił jego panami rezydentów, pewny, że w ten sposób zaszkodzi najbardziej Ekeby i sześciu innym posiadłościom.
Wszyscy, w całej okolicy wierzyli święcie, że Sintram spełnił polecenie szatana, ponieważ zaś to, co obiecał, spełnione zostało tak świetnie, kawalerowie pewni byli, że kontrakt zostanie dotrzymany ściśle, i postanowili sobie silnie przez cały rok nie uczynić nie mądrego, ani użytecznego, ani nikczemnego. Także uwierzyli niezachwianie, że majorowa jest czarownicą, czyhającą na ich zgubę.
Drwił z tego jeno filozof, wuj Eberhardt, ale któżby sobie coś robił z człowieka tak zatwardziałego w poglądach, że gdyby nawet sam leżał na piekielnych mękach, w kole wyśmiewających go szatanów, twierdziłby niewątpliwie, iż nie istnieją wcale, bo istnieć nie mogą. Wuj Eberhardt był to, zaprawdę, wielki filozof!
Gösta Berling nie zwierzał się nikomu ze swych myśli. To tylko pewne, że nie poczuwał się wobec majorowej do żadnej wdzięczności za przyjęcie go do Ekeby na rezydenta. Wolałby był nie żyć, niż mieć świadomość, że winien jest śmierci Ebby Dohna. Nie podniósł ręki do zemsty nad majorową, ale również nie uczynił nie dla jej obrony. Nie był w stanie.
Kawalerowie osiągnęli wielką potęgę i świetność. Był czas Świąteczny, pełen uczt i rozrywek, serca rezydentów, przepajała radość, a jeśli nawet smutek uciskał duszę Gösty Berlinga, to nie barwił twarzy jego ni ust.