Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zmarła, oczywiście zmarła, bo się zabiła z twego powodu, ale o tem nie wie nikt.
— Niezły z ciebie djabeł! — rzekł Gösta.
— Wszystko to, powiadam, urządziła majorowa. Chciała cię odzyskać dla gromady rezydentów.
Gösta roześmiał się w głos.
— Niezły z ciebie djabeł! — krzyknął porywczo. Ano, dobrze, zawrzemy z tobą, jeśli chcesz, kontrakt, mocą którego dasz nam siedem hut żelaza.
— Dobrze, że nie stajesz już wbrew własnemu szczęściu.
Rezydenci odetchnęli z ulgą. Doszło do tego, że nie śmieli nie przedsięwziąć bez Gösty. Gdyby nie był przystał, umowa nie doszłaby do skutku, mimo że posiadanie siedmiu hut, to rzecz niemała dla biednych pędziwiatrów.
— Zważcież dobrze! — rzekł Gösta. — Przyjmujemy siedem posiadłości, by ocalić dusze, nie poto zaś, by zostać bogatymi obszarnikami, co liczą złoto i ważą żelazo, nie wolno nam być suchemi pergaminami, zawiązanemi workami pieniędzy, ale musimy zachować dotychczasową, kawalerską fantazję.
— Złote ziarna mądrości! — mruknął czarny jegomość.
— Bierzemy tedy na rok te siedem posiadłości, ale wiedz, że jeśli w tym czasie uczynimy coś niezgodnego z honorem rycerskim, jeśli dokonamy czegoś użytecznego, mądrego lub nikczemnego, to weźmiesz sobie po roku wszystkich dwunastu razem, a huty będziesz mógł dać komu zechcesz.
Djabeł zatarł z uciechy ręce.
— Jeśli natomiast zachowamy się, jak przystało ludziom honoru, — dodał Gösta — to nie będzie ci już wolno nigdy zawierać paktu odnośnie do Ekeby i nie dostaniesz też w tym roku zapłaty, ani od nas, ani od majorowej.
— To ciężkie warunki! — powiedział djabeł. — Drogi Gösto, wszakże mógłbyś mi przyznać choć jedną duszę, bodaj jedną, małą duszyczkę, naprzykład majorowej. Czemużto ją ochraniasz?
— Nie handluję tym towarem! — huknął Gösta. — Jeśli jednak chcesz duszę, to porwij Sintrama z Forsu, on dojrzał całkiem do piekła.