Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiedzieli wszystko, ale nie rozumieli dotąd. W Ekeby umiera co roku jeden człowiek, umiera jeden z gości rezydenckiego skrzydła pałacu, jeden z wesołych, beztroskich, wieczystych młodzieńców. Ano trudno, ludzie tacy starzeć się nie powinni! Czemże jest im życie, czemże są dla życia, gdy drżąca ich ręka nie może podnieść do ust szklanki, a oślepłe oko kart nie rozeznaje? Motyle winny znać sztukę umierania w pełnem słońcu!
Teraz dopiero pojęli znaczenie tych słów!
Biada strasznej kobiecie! Dlatego to raczy ich smacznem jadłem, dlatego poi ich mocnem piwem i wódką. Chce, by wprost od stołu pijaństwa i gry spadali w głąb piekieł co roku jeden, jeden każdego krótkiego roku!
Biada strasznej kobiecie! Biada czarownicy! Do Ekeby przybywają silni, dzielni mężowie, poto by ginąć! Ona to pędzi ich w śmierć, zamieniając mózgi w gąbkę, płuca w suchy popiół. Oszałamia ich mózgi, gdy na łożu śmierci, pozbawieni nadziei, bez duszy, ruszają w tę daleką drogę. Biada tej kobiecie! Tak pomarło wielu, stokroć lepszych od niej, tak zginąć muszą wszyscy, do jednego!
Niedługo zostawali jednak rezydenci pod grozą strachu.
— Władco ciemności! — wołają. — Nie pozwolimy ci zawierać paktów, pisanych krwią, z tą czarownicą. Musi umrzeć! Chrystjan Bergh, silny kapitan, zarzucił już na plecy natwiększy, ręczny młot kuźni, by roztrzaskać głowę potwora. Ty zaś sam, rogaty, musisz lec na kowadle, a my na ciebie spuścimy młot dźwigniowy. Kując, będziemy cię przytrzymywać obcęgami, aż ci odejdzie chętka polowania na dusze rezydentów.
Czarny jegomość niewiele ma odwagi, jak zdawna wiadomo, i wcale nierad dostać się pod młot dźwigniowy. Wzywa tedy kapitana Bergha, by zaczekał, i rozpoczyna z kawalerami układy.
— Weźcie sobie od przyszłego roku te siedem hut żelaza, a oddajcie mi majorową!
— Nie sądź, że jesteśmy nikczemni, jak ty! — woła Juljusz. — Weźmiemy Ekeby i siedem posiadłości, ale z majorową musisz sobie radzić sam.
— Cóż na to Gösta? — pyta łagodny Lövenberg. — Niech mówi Gösta! W tak ważnej sprawie musimy zasięgnąć jego zdania.