Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tętniący po całem mieście. Porwali się potem i biegnąc od drzwi do drzwi bili w nie, wołając:
— Kevenhüller chce latać!
Stał spokojnie, przypinając skrzydła i patrzył na tłumy ludu, płynące ciasnemi ulicami starego Karlsztadu.
Kucharki odbiegły garnków i mieszonego ciasta, panie rzuciły pończochy, wdziały okulary i wybiegły na ulicę, burmistrz i radni wstali z ław sędziowskich, rektor cisnął w kąt gramatykę, uczniowie opuścili bez pozwolenia klasy, a wszyscy pospieszyli pędem ku zachodniemu mostowi.
Wkrótce zaczerniło się od ludzi, cały rynek zapełnili widzowie, napchani jak śledzie, a na całem wybrzeżu, aż pod pałac biskupi, nie możnaby wetknąć szpilki. Więcej było ludzi, niż na kiermaszu w dzień św. Piotra, więcej też niźli podczas pamiętnej jazdy króla Gustawa III, kiedyto powóz ośmiokonny pędził tak szybko, że na zakrętach stawał na dwu kołach.
Kevenhiiller przypiął wkońcu skrzydła, odbił się, machnął niemi parę razy i uleciał swobodnie. Płynął wysoko nad ziemią.
Wciągał w płuca czyste tchnienie, pierś mu się rozszerzała, a stara krew szlachecka zaczęła grać. Wirował, jak gołąb, płynął jak jastrząb, śmigał szybciej od jaskółki, a sterował ze ścisłością sokoła. Patrzył z góry na tłumy, dumając coby z nich mógł zrobić, gdyby każdemu człowiekowi dać parę skrzydeł, do szybowania w przestworzach. I w tej chwili nie zapomniał niedoli swojej, która sprawiała, że mógł sam jeno korzystać ze swych arcydzieł. Ach, ta pani Hulder! Gdybyż ją mógł dostać w ręce!
Nagle oczom, olśnionym blaskiem, ukazało się w powietrzu coś, co przypominało skrzydła, a pomiędzy niemi ujrzał ludzką postać. Powiewały jasne włosy, jedwabne zielone szaty i błyszczały oczy. Tak, to ona!
Stracił przytomność umysłu. Rzucił się szalonym pędem na zjawisko, by je, niewiadomo co, — całować, czy bić i zmusić do zdjęcia czaru. Zapomniał w tej chwili o sterowaniu, wyciągnął rękę, zbliżył się nagle i skrzydła jego wplątały się w drugie skrzydła. Tamte były mocniejsze, chwyciły go, obróciły, potargały mu lotki i runął, sam nie wiedząc gdzie.