Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez kogoś. Znam się na tem! — zawołał Gösta rozbłysły w oczach. — W tym roku tysiące bochenków chleba dostać powinni ci, którzy urągają!
— Tak będzie, Gösto!
Dwaj ci ludzie, którzy nie umieli spełnić swych obowiązków, popadli w oszołomienie. Młodzieńczą poczuli ochotę służenia Bogu i ludziom. Zaczęli fantazjować na temat przyszłych dobrodziejstw, a Gösta miał zostać pomocnikiem proboszcza.
— Musimy przedewszystkiem postarać się o chleb! — rzekł proboszcz.
— I o nauczycieli! Sprowadzimy mierników, którzy rozdzielą ziemię. Potem nauczymy ludzi uprawy pola i hodowli bydła.
— Wytyczymy nowe drogi i zbudujemy nową wieś!
— Zamkniemy wodospady szluzami tak, by powstała nowa komunikacja pomiędzy Löffenem a jeziorem wenernejskiem.
— Bogactwo naszych lasów podwoi się, gdy osiągniemy dostęp do morza.
— Klątwy zmienią się w błogosławieństwo! — zawołał Gösta.
Proboszcz spojrzał nań. Czytali sobie wzajem w twarzach taki sam zapał. Ale po chwili oczy ich napotkały stertę gałęzi.
— Gösto! — rzekł proboszcz. — To wszystko wymaga sił wielkich, a ja jestem bliski śmierci. Wiesz przecież, że to mnie wpędza do grobu.
— Usuń pan to!
— W jakiż sposób?
Gösta przystąpił doń, spojrzał ostro w oczy i rzekł:
— Proś ksiądz Boga o deszcz! W niedzielę po kazaniu, proś Boga o deszcz!
Proboszcz osunął się przerażony na ziemię.
— Jeśli bierzesz wszystko na serjo, jeśli nie sprowadziłeś suszy, jeśli chcesz służyć Bogu szczerem sercem, to proś o deszcz! To będzie znak. Stąd poznamy, czy Bóg chce tak, jak my chcemy!
Gösta zdziwił się własnemu zapałowi, zjeżdżając z brobijskiego wzgórza. Wspaniałe to być mogło życie! Tak,