Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ciągnąłem prosto skiby, siałem żyto i ścinałem drzewa!
— Chwalisz się i mierzyć z nim ośmielasz? Czyż nie wiesz, jak potężny jest Pan Bóg, do którego dziedziny odchoisz?
Starzec rozwarł szeroko oczy, twarz mu wykrzywiła strach, a rzężenie stało się głośniejsze.
— Nie przystępuj z chwalbą własną do Pana! — mówił wędrownik. — Najpotężniejsi to słoma wymłócona w jego stodole. Przez cały dzień rzuca on posiew, wykopał morze i spiętrzył góry, a ziemię okrył roślinami. To robotnik niezrównany i mierzyć się z nim nie zdołasz! Ukorz się, ukorz przed Bogiem, dusza ulatująca! Padnij w proch przed Panem i władcą swoim! Burza pańska leci nad tobą, a gniew boży postrach szerzy. Pochyl się, chwyć jak dziecko skraj płaszcza i żebraj miłosierdzia. Ukorz się przed Stwórcą swoim, duszo odlatująca!
Oczy starca rozwarły się jeszcze szerzej, dłonie złożyły do modlitwy, twarz rozpogodziła, a rzężenie ustało.
— Duszo człowiecza! — zawołał przybyły. — Uniżyłaś się kornie w ostatniej chwili przed Bogiem, toteż niechybnie weźmie cię jakie dziecko w ramiona i wprowadzi w światłość wiekuistą.
Starzec odetchnął głęboko raz jeszcze i oddał ducha, kapitan Lennart ukląkł i jął się modlić, a z nim wszyscy, wzdychające ciężko.
Zmarły miał na twarzy wyraz pokoju, a oczy jego błyszczały, zda się, odblaskiem szczęsnych wizyj zaziemskich. Uśmiech krasił jego usta, a wszystko świadczyło, że patrzył w oblicze Boga.
Wielka, piękna, to dusza, myśleli obecni, co rozerwała pęta ciała. Ukorzyła się przed Stwórcą swoim, on zaś wziął ją, jak dziecko w ramiona.
— Patrzył w oblicze boże! — powiedział syn, zamykając oczy ojca.
— Widział otwarte niebiosy! — szlochały chórem dzieci i służba.
Stara gospodyni dotknęła drżącą dłonią ramienia Lennarta i powiedziała:
— Panie kapitanie! Byłeś mu wielką pomocą w najstraszniejszej chwili.