Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie potrzebowali się jednak troszczyć, co z nią poczną. Zbudziły się w niej dawne myśli. Nadeszła znowu pokusa, Bóg ją doświadczał, znalazła się wśród przyjaciół i szło o to, czy porzuci drogę pokuty.
Skoczyła na równe nogi i zawołała, że musi odejść.
Próbowali ją uspokajać, zaręczali, że niema się czego bać. Ochronią ją przed prześladowaniem.
Prosiła, by jej pozwolili wsiąść w małe czółno, przywiązane z tyłu do galaru, dobić do brzegu i iść dalej w swoją stronę.
Nie zgodzili się, przedkładając, że lepiej jej będzie z nimi. Są wprawdzie — jak mówili — biedakami, ale znajdą sposób dopomożenia jej.
Zaczęła łamać ręce i prosić, by ją puścili. Nie spełnili tej prośby, widząc, że jest słaba i wyczerpana tak, iż padnie na drodze.
Gösta Berling stał w pewnem oddaleniu i patrzał w wodę. Sądził, że może młoda kobieta nie radaby go widzieć. Nie wiedział tego, ale myśli jego hasały i śmiały się. Nik nie wie, gdzie się Elżbieta znajduje, myślał, będę ją mógł tedy zabrać do Ekeby. Schowamy ją tam i będziemy się z nią dobrze obchodzili. Zostanie naszą królową, będzie rządziła, pilnie strzeżona, a może odzyska szczęście. Starzy rezydenci uznają ją za córkę swoją, ona zaś uszlachetni nas wszystkich, będziemy pijali tylko orszadę i gadali po francusku, gdy zaś minie rok? Ha, wtedy, o wtedy napewne znajdzie się jakaś rada.
Nie śmiał uświadomić sam sobie, że ją kocha. Posiąść jej bez grzechu nie mógł, a ściągać na niziny zła nie chciał. Radował się jeno marzeniami, że ją schowa w Ekeby, że będzie dla niej dobry i pozwoli zakosztować wszelakich dóbr tego świata.
Obudził się jednak z marzeń, gdyż hrabina była trwożna, a w słowach jej przebijała rozpacz. Padła pośród kawalerów na kolana i błagała, by jej dopomogli do dalszej wędrówki.
— Bóg mi nie przebaczył jeszcze! wołała — Muszę iść!
Gösta spostrzegł, że żaden z rezydentów nie zdoła jej usłuchać i że to musi uczynić on sam. On właśnie, który ją kochał.