Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Błyskawicą przeszyła ją świadomość pochodzenia tych kwiatków. Wiedziała gdzie rosły i kto je zerwał.
Szkoda pytać. Nigdzie, prócz lasku brzozowego na zboczach wzgórka ekebijskiego nad jeziorem, niema już od początku kwietnia zawilców.
Zapatrzyła się w te błękitne gwiazdki, ulubione zwiastunki szczęścia, piękna i dobra, a jednocześnie uczuła w sercu gniew głuchy jak grzmot i obezwładniejący jak grom.
— Jakiemże prawem — pomyślała — ma hrabina Dohna w ręku błękitne zawilce, zerwane na wzgórzu Ekeby?
Wszyscy, Sintram, hrabina, słowem każdy z ludzi kusili Göstę, by się dopuścił rzeczy złej, postanowiła go tedy bronić przed wszystkimi, choćby przyszło wytoczyć krew własnego serca.
Uczuła, że nim opuści błękitny gabinet, musi wyrwać z ręki hrabiny ten pęk zawilców, rzucić go o ziemię, zdeptać i rozgnieść na nic.
Zaczęła walkę z niebieskiemi gwiazdkami. W salonie siedziały czcigodne damy, wsparte o wezgłowia foteli, panowie w gabinecie hrabiego pykali spokojnie z fajek, wszystko było ciche i rozleniwione, a w błękitnym gabinecie zawrzała rozpaczliwa walka.
Ach, jakże dobrze czynią ci, którzy, nie imając się broni milczą, czekają, koją swe serca i pozwalają działać Bogu. Serce błądzi zawsze, zawsze nowe zło pogarsza jeszcze zło dawne.
Annie Stjärnhök wydało się teraz, że dostrzega palec pośród chmur.
— Anno! — powiedziała hrabina, — opowiedz mi jakąś historyjkę.
— 0 czem mam mówić?
— Ach! — odparła hrabina, gładząc dłonią kwiatki. — Czyż nie znasz jakiejś historyjki miłosnej?
— Nie znam nie, gdzieby szło o miłość.
— Nie mów tak. Przecież istnieje Ekeby i pełno w niem kawalerów.
— Tak! — rzekła Anna. — Istnieje miejscowość, zwana Ekeby i pełno tam ludzi, którzy wysysają siły żywotne kraju, czynią wszystkich niezdolnymi do ucz-