Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spoglądając z uśmiechem na bieganinę innych, gdy w progu zjawił się Gösta.
Żadnemu mężczyźnie nie wolno w takiej chwili wchodzić tam, gdzie damy podpinają właśnie wysoko suknie i chronią od zmięcia pod futrami sztywne hafty i lamówki.
Nie bacząc na ostrzegawczy wykrzyk, skoczył Gösta ku hrabinie, porwał ją na ręce i wybiegł do sieni a stamtąd na schody.
Mimo krzyków pań spieszących za nim wsadził zdobycz w sanki. Widziały jak wskakuje, usłyszały trzask bata i para znikła. Poznały w woźnicy Baerencreutza, poznały też konia... Don Juana! Przerażone wielce przywołały mężczyzn na pomoc.
Wszyscy pędem do sanek. Z hrabią na czele zaczęli polowanie na rabusiów.
Gösta atoli siedział rozparty w sankach i śpiewał na całe gardło pieśń o miłości i różach. Zapomniał wszelkiej troski porwany szaleństwem. Przyciskał hrabinę, która się nie broniła, ale tuliła blado-skamieniałą twarz do niego.
Cóż ma czynić mężczyzna, kiedy widzi na piersiach bladą twarzyczkę kobiecą, o włosach odrzuconych wstecz i powiekach opadłych na swawolne oczy?
Musi, oczywiście, całować blade usta, zamknięte oczy i białe czoło!
Zbudziło to młodą kobietę i elastycznie, niby sprężyna, odskoczyła w bok. Musiał wytężyć wszystkie siły, by jej przeszkodzić i wcisnąć pokonaną i drżącą w kąt sanek.
— Widzisz! — zawołał do Baerencreutza. — Pani hrabina jest trzecią damą, którą tej zimy uwozi Don Juan. Ale tamte wieszały mi się u szyi, całowały, ona zaś nie chce, bym ją całował, ni tańczył z nią. Czy możesz się rozeznać w kobietach, Baerencreutz?
Kiedy Gösta porywał hrabinę, panie krzyczały, panowie klęli, jakoś dziwnie nieswojo zrobiło się strażnikom majorowej.
—Cóż to znaczy? — pytali się wzajem. — Czemuż wszyscy krzyczą?
Nagle ktoś rozwarł drzwi i krzyknął:
— Uciekła! Porwali ją rezydenci!