Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za nim w pościgu wilki swoje, by go utrzymać w ryzach, ale łzy tej starowiny gorsze były od wilków. Opowiedział tedy wszystko.
— Marjanna przez cały czas chorowała na ospę. Dziś miała po raz pierwszy przejść z łóżka na kanapę. Nie widziałem jej od tej pierwszej nocy.
Pan Gustawa skoczyła na równe nogi. Zostawiła Göstę i pobiegła, nie rzekłszy słowa, do męża.
Zebrani w sali spostrzegli, że mu coś żywo szepce do ucha. Poczerwieniał bardziej jeszcze i odkręcił kurek beczułki, tak że wódka zaczęłą cieknąć na ziemię.
Pani Gustawa przyniosła widać ważne wieści, gdyż licytacja utknęła nagle. Młotek sprzedawcy przestał spadać, ścichło skrobanie piór pisarzy i nie słychać było ofert kupców.
Po chwili ocknął się Melchior Sinelaire z zadumy i zawołał:
— No... prędzej!
I licytacja poszła dalej swoim trybem.
Zapłakana pani Gustawa wróciła do czekającego w kuchni Gösty.
— Nie pomogło nic a nic! — zawołała. — Myślałam, że da pokój, dowiedziawszy się o chorobie Marjanny, ale sprzedaje dalej. Czyni to jednak teraz tylko dlatego, że mu wstyd ustać.
Gösta wzruszył ramionami, pożegnał ją i wyszedł. W sieni napotkał Sintrama.
— Djabelnie zabawna historja! — wykrzyknął Sintram, zacierając ręce. — Mistrz z ciebie prawdziwy, Gösto! Czegożeś to narobił!
— Niedługo będzie tu jeszcze zabawniej! — szepnął mu Gösta. — Proboszcz z Brobów przywiózł pełne sanie pieniędzy. Chce podobno kupić całe Björne za gotówkę. Zobaczymy, jaką minę zrobi potężny Melchior.
Sintram wciągnął głowę w ramiona i śmiał się długo, bez dźwięku, śmiechem we środku, potem zaś poszedł do sali i przystąpił do Melchiora.
— Jeśli chcesz wódki Sintramie, — powiedział doń Melchior — to poprośże, u djaska, naprzód!
— Masz zawsze szczęście braciszku! — rzekł mu Sintram. — Pewien człowiek przywiózł pełne sanie pieniędzy,