Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko tego, co najlepiej mojej lekkomyślności dogadza. Z tem wszystkiem nie jestem wcale głupi, i wasz rozsądek, rozweselający się moim widokiem, nie pochwyci mnie na niedorzeczności, którąbyście mogli wyśmiać“.
A przytem mógłby dodać: „Wiecie, dlaczego wam przykro, mimo wszystko, śmiać się ze mnie?... oto dlatego, że czujecie, iż byłbym wart lepszego losu, gdybym nie przesiąkł wyziewami rozkładu, gdybym się nie wykoleił na przełomie dwóch epok, gdybym nie był tak zmarnowanym materyałem w czasie, w którym silnych, dzielnych, zdrowych i poważnych ludzi taka była potrzeba...“
„Fircyka“ wystawiano na scenie z powodzeniem, mimo to, iż dla ówczesnej publiczności, a zwłaszcza wyższej jej sfery, był on zwierciadłem wcale nie pochlebnie odbijającem wielu wymuskanych wśród tej publiczności widzów; ale z komedyą tą, jako odbiciem danej chwili, jej figur, jej obyczajów, jej moralności, stać się musiało to, co się zazwyczaj dzieje z takiemi wizerunkami żywych oryginałów. Jako portrety zajmują szerszy ogół póty, póki się ma oryginał na oczach, a później tylko znawca zwraca na nie uwagę, historyk sztuki je regestruje, a krytyk estetyczny ocenia. W dużych galeryach wiszą najczęściej zapomniane i nie oglądane z takim interesem, jak inne malowidła, które nowa bieżąca chwila wytwarza.
Jeszcze za życia Zabłockiego, ale już w czasach zupełnego zmartwienia jego talentu, „Fircyk“ po dłuższej przerwie wrócił na scenę warszawską. Było to w roku 1815. Aktor Malinowski objął po Dmuszewskim rolę tytułową i z Ledochowską (Podstoliną), Zielińskim (Arystem), Żółkowskim (sługą Arysta), wznowił komedyę Zabłockiego. Wówczas jeden z ostro-rogatych X-ów krytyki warszawskiej