Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do tego stopnia nas zdziwiły, żeśmy wszyscy wierzyć nie chcieli własnym uszom, ale, rozumie się, podbiegliśmy natychmiast do ogromnej wanny z krokodylem i zarówno z pewnego rodzaju nabożnością, jak i z niedowierzaniem słuchaliśmy nieszczęsnego więźnia. Głos jego był zgłuszony, cienki, a nawet piskliwy i dochodził do nas jakoby ze znacznej odległości. Coś podobnego, jak kiedy żartowniś niektóry, wyszedłszy do drugiego pokoju i zasłoniwszy usta zwykłym jaśkiem zaczyna wołać, chcąc przedstawić pozostałej w pierwszym pokoju publiczności, jak to nawołują się dwaj chłopi na dalekiem pustkowiu, lub też ponad głęboki jar pomiędzy sobą, — co miałem przyjemność nieraz słyszeć u mych znajomych podczas zabaw towarzyskich.
— Iwanie Maciejowiczu, mężu mój, a więc ty żyjesz! — zawołała Helena Iwanówna.
— Żyję i zdrów jestem, — odpowiedział Iwan Maciejowicz, i, dzięki Bogu, połknięty zostałem bez najmniejszego uszczerbku. Niepokoi mnie jedynie to, jak się będzie zapatrywała na ten epizod władza, bo otrzymawszy paszport za granicę, trafiłem w krokodyla, co nawet nie jest zbyt mądre.
— Ależ, mój drogi, nie troszcz się o mądrość; przedewszystkiem trzeba cię jakoś stamtąd wydłubać, — przerwała Helena Iwanówna.
— Dłubać! — wrzasnął gospodarz, — ja nie dam dłubać krokodyl. Teraz publika bendzie bardzo dużo przychodził, a ja bendzie fufzig kopiejek brał, i Karlchen przestanie penknąć.
— Gott sei Dank! — westchnęła gospodyni z ulgą.
— On ma rację, — spokojnie zauważył Iwan Maciejowicz, — ekonomiczna zasada przedewszystkiem
— Przyjacielu! — krzyknąłem, — ja natychmiast lecę