Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja zupełnie nic nie myślałbym o panu, jeśliby mnie pan nie szturkał. Proszę milczeć.
— Łaskawy panie! Jeśli pan się nie posunie, to mnie apopleksja trafi. Będziesz pan odpowiadał za moją śmierć. Zapewniam pana... Jestem powszechnie szanowanym obywatelem, ojcem rodziny. Ja absolutnie nie mogę być w takiem położeniu.
— Sam się pan przecie wpakował w to położenie. No, suńże się pan! Ma pan miejsce; więcej go niema.
— Szlachetny, młody człowieku! Łaskawco mój! widzę, że omyliłem się co do pana! — rzekł Iwan Andrzejowicz w porywie wdzięczności za ustąpione sobie miejsce i rozprostowując zacierpłe członki. — Rozumiem pańskie przykre położenie, ale co robić? Widzę, że pan jakoś niemądrze o mnie myśli, pozwólże pan poprawić mi swoją reputację w pańskiem mniemaniu, pozwól mi pan wyjaśnić, kim jestem. Przyszedłem tutaj przeciwko własnej woli, zapewniam pana; jam nie po to przyszedł, co się panu zdaje... Jestem w okropnym strachu.
— Będzie pan nareszcie milczał? Rozumie pan, że jeśli nas usłyszy, będzie źle? Pst!... On mówi.
Istotnie kaszel staruszka widocznie zaczął mijać.
— Tak więc, duszyczko — chrypiał płaczliwym tonem, — tak to, duszyczko, kchy — kchy! Ach, nieszczęście! Teodozy, brat Pawła, powiada: wybyście spróbowali pić herbatę z płucnika; słyszysz, duszyczko?
— Słyszę, mój gołąbeczku.
— No, więc powiada: wybyście spróbowali tę herbatę pić. A ja powiadam: stawiałem pijawki. A on mi na to: nie, Aleksandrze Damianowiczu, płucnik to rzecz o wiele lepsza, on odflegmia, radzę panu... Kchy — kchy kchy! Och mój Boże! Jakże ty myślisz, duszyczko, kchy — kchy! Ach, Jezusie Zbawicielu, kchy — kchy! Więc co lepsze? Płucnik czy — kchy — kchy — kchy! Ach! Kchy!