Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie wytrzymał, postanowił stłumić swe wzburzenie i grzecznie zatrzeć nieprzyjemne zajście, które sam wywołał.
— Wybaczy pan, że straciłem panowanie nad sobą: ale, prawda, pan mnie nie zna... Proszę wybaczyć, że przestraszyłem pana; rozmyśliłem się.
W tem miejscu z szacunkiem uchylił czapki i — pobiegł dalej.
— Ależ pozwól pan, panie!
Lecz pan niskiego wzrostu skrył się już w ciemnościach, zostawiając młodego człowieka w płaszczu, w zupełnem osłupieniu.
„Co za dziwak!” — pomyślał pan w płaszczu. Następnie, gdy już, jak się patrzy, dość się nadziwił i wkońcu wyszedł z osłupienia, przypomniał sobie własne swe sprawy i znowu zaczął przechadzać się tam i z powrotem, uporczywie patrząc na bramę pewnego domu o nieskończonej ilości piąter. Mgła poczęła zapadać, młody człowiek był z tego zadowolony, bo przechadzanie się jego podczas mgły nie wpadało tak w oczy, choć zresztą tylko jaki-taki dorożkarz, który beznadziejnie dzień cały tkwił na miejscu, czekając chętnego gościa, mógł był nań zwrócić uwagę.
— Przepraszam pana!
Przechadzający się znowu drgnął i oto znowu ten sam pan w jonatach stał przed nim.
— Przepraszam, że ja znowu... — przemówił tenże, — ale pan... jest napewno człowiekiem szlachetnym! Proszę nie zwracać na mnie uwagi, jako na jednostkę w znaczeniu towarzyskiem: zresztą, ja nie to chciałem powiedzieć; proszę wniknąć z ludzkiego stanowiska... przed panem, szanowny panie, stoi człowiek, mający wielką, a uniżoną prośbę...
— Proszę bardzo... jeśli tylko będzie w mojej mocy... czego pan sobie życzy?