Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Małpy wykradają i zjadają im jajka, złożone w gniazdach, węże i drapieżne ptaki napadają na pisklęta, a na życie skrzydlatych mieszkańców lasu czyhają olbrzymie jadowite pająki i trujące, drapieżne stonogi.
Amra nie mógł spać po nocach.
Dżungla przerażała go.
Zdaleka dobiegało ponure miauczenie tygrysa i pantery, kryjącej się wśród skał.
Zawodziły żałośnie szakale, a odpowiadał im złośliwy chichot hjeny.
Jakieś szmery, szelesty i zgrzyty rozlegały się zewsząd.
Amra nadsłuchiwał trwożnie, wpatrywał się w mrok i coraz mocniej przyciskał się do nogi nieruchomo stojącego i czujnie węszącego słonia.
Birara zdradzał niepokój i miał się na baczności.
Zrzadka odzywały się ptaki nocne.
Z szelestem skrzydeł i cienkim piskiem śmigały wśród drzew duże nietoperze.