Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie doczekawszy się pomocy, słoń jął polewać sobie grzbiet. Wciągał wodę i wyrzucał ją silną strugą. Czynił to jednak z wielką ostrożnością, aby nie uczynić krzywdy Baruszowi.
Chłopakowi znudziło się wkrótce, więc krzyknął:
— Ho-ho! Birara!
Słoń znowu podniósł uszy.
Jakto? Ma wychodzić na stromy brzeg, nie skończywszy toalety?
— Ho-ho, Birara! — powtórzył natarczywie Barusz.
Słoń nie ruszył się z miejsca.
Chłopak uderzył go pięścią w łeb i popędzał z okrzykiem:
— Ho-ho!
Bił piętami w szyję Birary i raz po raz tłukł go po głowie.
Słoń wysoko podniósł zwiniętą trąbę i chrapnął gniewnie.
Chłopak uderzył go raz jeszcze nogami i podniósł pięść, aby zadać mu ponowny cios.
Nie zdążył jednak.