Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ognisku placki z mąki jęczmiennej i gotował ryż.
Birara lubił też placki i ryż.
Choć nieraz najedzony dosyta drzemał sobie, nigdy nie przespał wieczerzy małego kornaka.
Podchodził do ogniska i, oświetlony jego czerwonemi błyskami, tkwił przed chłopakiem niby wysoki, szary pagórek.
Małemi, zawsze wesołemi oczkami chciwie łypał i niecierpliwie poruszał uszami.
Amra udawał, że nie spostrzega przyjaciela.
Wtedy Birara wyciągał trąbę i dotykał lekko ramienia chłopaka, pochrząkując prosząco.
Kornak uśmiechał się nieznacznie, lecz nie patrzał na niego.
Słoń zaczynał tupać nogami i mruczeć głośniej.
Amra, niby zdziwiony, pytał go chytrze:
— Co ci jest, staruszku?