Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowane Hubli i Radżori, rzucając mu się na szyję.
W obszernej sieni matka porwała chłopca w objęcia i długo tuliła go do piersi. Przez łzy spoglądała na syna z dumą i wdzięcznością, wiedząc, że on to był źródłem dobrobytu całej rodziny.
Wszedłszy do domu, Amra powitał ojca.
Pozostawiwszy sobie wierzchowca, chłopak wyprawił do Użżainu sługi z mułami i końmi, poczem rozgościł się w domu na dobre.
— Przyjechałem do was na całe dwa tygodnie! — mówił do ojca, rozglądając się po nowej siedzibie.
Wszyscy się cieszyli z przyjazdu Amry i podziwiali piękne upominki, które kupił dla nich w stolicy białych sahibów, a również wspaniałe dary, przysłane przez maharadżę rodzinie przyjaciela i obrońcy swego syna.
Birara długo nie mógł się przyzwyczaić do nowego miejsca, lecz zrozu-