Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zury w wargę, tuż nad kłem, drugą zaś łapą wczepić mu się w ucho.
Birara otrząsnął się potężnie i szarpnął łbem.
Tygrys runął na ziemię, odrywając wrogowi płat skóry i połowę ucha.
Słoń nadepnął na leżącego, lecz ten wywinął się i z chrapliwym rykiem skoczył znowu.
Tym razem jedną łapą dosięgnął karku olbrzyma, drugą jął szarpać mu skórę nad łopatką.
Birara uczynił nagły zwrot. Napastnik stracił równowagę i obsunął się nieco.
Potężna trąba ruchem błyskawicznym otoczyła go, oderwała i, zakręciwszy w powietrzu, z rozmachem cisnęła o ziemię. Słoń niebywale zwinnie i szybko skoczył naprzód i przygniótł oszołomionego tygrysa przedniemi nogami.
Nie bacząc na rany, zadawane mu pazurami drapieżnika, wpierał w niego