Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Amra i Nassur słyszeli już od maharadży o niektórych przygodach Birary.
Oglądali więc głębokie blizny, które, ni to bransolety, widniały na pęcinach słonia.
Mały kornak kiwał głową i mówił:
Myślę, że są to ślady pętli. Może „panikisy“ chcieli schwytać Birarę?
Mała, biała plamka, taka drobna i niewinna na pozór, nie pozostawiała wątpliwości.
Był to ślad kuli.
— Któż to ośmielił się strzelać do mego słonia? — pytał, groźnie marszcząc brwi, królewicz.
Nikt w Satpurze nie przyznałby się do tego strzału, więc pozostał na zawsze tajemnicą.
O sprawcy postrzału nie wiedział nawet sam Birara. Pamiętał tylko, że umierał od tej kuli, lecz nie widział człowieka, który wypuścił ją z lufy karabinu.
Chłopaki całowały Birarę w szeroki łeb, gdzie widniał ślad głębokiej rany,