Przejdź do zawartości

Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka przytuliła ją do piersi i westchnęła z ulgą.
Słowa córeczki przyniosły ulgę stroskanemu sercu biednej Sonczy.
Warora głowę podniósł wyżej i spojrzał na żonę wesołym, śmiałym wzrokiem.
— Być może... — szepnął. — Czekajmy cierpliwie!
Od tego czasu często rozmawiali o chłopaku, który urodził się w czepku.
Pytali siebie:
— Gdzie jest teraz Amra? Co robi? Czy myśli o nas?
Na to ostatnie pytanie z całą stanowczością odpowiadała Radżori:
— Amra myśli o nas i nigdy nie zapomni!
Inne pytania pozostały bez odpowiedzi.
Prostacy nie mogliby nawet w marzeniach swoich snuć przypuszczeń o losie chłopaka.
O niczem nie wiedzieli i nie mieli